Wciąż myślała o porannej sesji. O
tym, co mówiła na głos, jak nazywała swoje uczucia, opowiadała
o sobie. Zastanawiała się nad tym, jak łatwo przychodziło jej
formułowanie myśli, gdy Camilla zadawała jej pytania. Czasem
proste, czasem głupie. Ponuro patrzyła na Frankie karmiącą
Maggie. Zdecydowanie nie podobało jej się to, że tak łatwo
ulegała psycholożce.
- Chodź. – Frankie posadziła Ninę
na krześle. – Rozczeszę ci włosy. – Próbowała wyciągnąć
ją z posępnego nastroju.
- Nie, Frankie. – Nina wyjęła jej
szczotkę z dłoni. – To ja ciebie uczeszę.
Rozczesała jej skołtunione włosy,
które pokryte były coraz bardziej zauważalną siwizną.
- Myślicie, że my jesteśmy
przyjaciółkami? – zapytała je Nina z powagą.
- O tym dziś rozmawiałyście? –
Frankie delikatnie podniosła głowę spoglądając na nią badawczo.
- Zapytała mnie, co bym oddała,
byście były szczęśliwe – zdradziła.
- I co jej odpowiedziałaś? – Maggie
z zaciekawieniem się w nią wpatrywała.
- Powiedziałam, że jeżeli miałoby
tak być, że Frankie nikt nie ukradłby dziecka, a ty nigdy byś nie
zwątpiła w to, że jesteś ładna, gdy ważysz więcej niż 40
kilogramów, to... – nabrała powietrza – powiedziałam jej
prawdę. – Nie wstydziła się swojej odpowiedzi, a tego, że tak
mocno otworzyła się przed Camillą.
- Jaką prawdę? – Frankie posadziła
ją na łóżku w ogóle nie analizując otwartości Niny wobec
terapeutki.
- Oddałabym za życie za wasze
szczęście. – Czuła, jak do jej oczu napływają łzy. –
Myślicie, że na tym właśnie polega przyjaźń, że za przyjaciela
oddaje się życie?
Frankie starła łzy z jej policzków i
mocno przytuliła. Maggie położyła głowę na jej kolanach. W
zupełnej ciszy, pogrążone we własnych myślach trwały tak przez
długie minuty. Nina była pewna, że ta chwila, tak dla niej, jak i
dla nich ma wielkie znaczenie. Coś się zmieniło i nie chciały z
tym walczyć. W całym szaleństwie swojego życia zatrzymały się
na chwilę, by to uchwycić, zrozumieć.
- Tak, na tym polega przyjaźń. –
Frankie mocno je przytulała, głaskała.
Serce Niny przyspieszyło. Skoro
zdobyła coś tak niezwykle cennego, powinna o to walczyć. Ta myśl
była niczym objawienie. I choć nie miała pojęcia, co z tym, jakże
ważnym odkryciem zrobić, jak działać, była pewna, że teraz
wszystko będzie inaczej.
- Nina? – zapytała ją Maggie po
długiej chwili. – Za co my mamy oddać życie, byś była zdrowa?
- Nie wiem, Maggie, chyba nie powinnam
była się w ogóle urodzić, bo od zawsze, jak sięgnę pamięcią,
coś było ze mną nie tak. Może jedni stają się wariatami w
wyniku traumatycznych przeżyć, a inni się nimi po prostu rodzą.
Ja się taka urodziłam.
- Nie! – Frankie się uniosła. –
Na pewno odnajdziesz kiedyś to coś! Nie jesteś wariatką z
urodzenia – oznajmiła pewnie.
- Mam same ułomności, popadam w
agresję tak ogromną, że siła, jaka mnie dopada, jest w stanie
powalić nawet Wieloryba. Boję się ognia, mam rozdwojenie jaźni,
mam dalej wymieniać?
- Może to przez ten pożar –
analizowała Maggie. – On wywołał tak wielki lęk. Ale byłaś
mała i nie możesz tego pamiętać. Tak, na pewno winny jest ogień
– stwierdziła z głębokim przekonaniem po dłuższej chwili.
- Czasami śnią mi się te płomienie,
słyszę głośny krzyk. I ten męski głos... – Zamknęła oczy
próbując sobie przypomnieć sen. – Nina, uciekajcie, Nina,
zabierz ją! – Jej ciało pokrył dreszcz. Nie był to głos ani
jej ojca, ani dziadka, nie miała co do tego najmniejszych
wątpliwości. A jednak była pewna, że krzyczał ktoś niezwykle
jej bliski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz